WinterCamp 2012 –największy zimowy obóz szkoleniowy w górach pewnie i bezpiecznie!
W tym roku 10-13 lutego już po raz trzeci najwyższy szczyt Gorców – Turbacz zamienił się na kilka dni w zimowe pole biwakowe. Podczas trzech mocno wypełnionych atrakcjami dni uczestnicy mieli możliwość wzięcia udziału w szkoleniach i prelekcjach. Każdy na własnej skórze mógł doświadczyć uroków biwakowania zimą w górach, zapoznać się ze sprzętem górskim, poszerzyć swoją wiedzę z zakresu pomocy medycznej czy lawinoznastwa. Nie lada gratką okazały się wieczorne spotkania z zaproszonymi gośćmi. Jak zwykle organizatorzy nie poszli na łatwiznę i stanęli na wysokości zadania.
Po kilkunastogodzinnej podróży wysiedliśmy na stacji Nowy Targ… Kilka minut po godzinie 8 wyruszyliśmy w pełnym rynsztunku na miejsce spotkania. Tuż przed 9 dotarliśmy do miejsca, w którym początek ma żółty szlak prowadzący na Turbacz. Kwadrans później, po pierwszych uśmiechach i uściskach dłoni rozpoczęło się wspólne podejście… Delektując się górskim powietrzem, czerpiąc radość z każdego promienia słońca razem „tuptaliśmy” na szczyt. Po drodze jeden z gości biwaku – Piotrek Smurawa trenujący ze swoim psiakiem przyłączył się i towarzyszył nam przez chwilę w podejściu.
Po dwóch godzinach od rozpoczęcia marszu stanęliśmy przed schroniskiem, a panorama Tatr rozpostarta na horyzoncie od wschodu do zachodu zaparła nam dech w piersiach…
Weszliśmy do schroniska, gdzie atmosfera przypominała niczym tę w ulu…
Dokonując pewnych formalności odebraliśmy „startery” i udaliśmy się do jadalni. Po chwili odpoczynku i rozbiciu obozu wszyscy zgromadzili się przed schroniskiem. Czas oficjalnie rozpocząć WinterCamp2012. Krótkie przemówienie i prezentację organizatorów wieńczą rozbrykany kundelek i zdezorientowany pekińczyk, którzy nie odstępowali siebie na krok i pociesznie potrząsając łebkami zapowiadali początek biwakowej integracji. Chwilę później czas na pierwsze szkolenia…
Obozowicze rozpierzchli się w jednej sekundzie, by według wcześniej ustalonego harmonogramu stawić się na miejscu pierwszego szkolenia. I się zaczęło… Dlaczego warto znać lawinowe abc? Lepszy syntetyk, czy puchówka? Cieplej w jamie śnieżnej, czy w namiocie? Jak nie doprowadzić do hipotermii? Co robić, gdy zastrajkuje GPS? Szkolenia przybrały iście praktyczny charakter popierany jedynie przesłankami teoretycznymi…
W rakietach marsz! Sondowanie lawiniska, współpraca z psami GOPR, kopanie jamy śnieżnej, czy transport poszkodowanego, to tylko nieliczne elementy praktycznych szkoleń, które w przyszłości pozwolą poradzić sobie w kryzysowej sytuacji bądź uratować komuś życie.
Po zakończeniu pierwszej części szkoleń przyszedł czas na posilenie się i ostatnie przygotowania do zimowego noclegu. I tu widoczny był nawet podział ról w obowiązkach… Panowie do ostatniej chwili poprawiali odciągi i budowali coraz to wyższe murki chroniące namioty przed mroźnym wiatrem, panie natomiast zadbały o odpowiednie napoje rozgrzewające… Nigdy chyba spożycie herbaty na Turbaczu nie było tak wysokie jak tamtej pamiętnej nocy… Znaleźli się też i tacy, którzy z uporem maniaka do późnych godzin wieczornych tkwili pół metra pod śniegiem i gładzili ściany i sufit jamy, by broń Panie Boże, kropla wody ze stropu w nocy nie spadła na nosek.
Po zakończeniu przygotowań do noclegu, zaserwowano nam spotkanie z wcześniej wspomnianym Piotrkiem Smurawą oraz najbardziej rozpoznawalnym polarnikiem młodego pokolenia Jaśkiem Melą. Piotr do tego stopnia zaciekawił słuchaczy opowieściami o psich zaprzęgach, że poczuliśmy się niejako ich uczestnikami. Szacunkiem do zwierząt, który jest dla Niego tak istotny w jednej chwili zdobył uznanie publiczności.
Jasiek, natomiast opowiadając historię życia podarował nam wszystkim jednocześnie, ale i każdemu z osobna swój własny sekret…
Po wyczerpującym dniu i ciekawym wieczorze udaliśmy się na miejsce noclegu do namiotów oraz z niewielkimi wyjątkami do jam śnieżnych. Wszystkim tej nocy przyświecał jeden cel… Zasnąć… Nie zamarznąć
Drugiego dnia, dźwięk „szczekaczki” o 7 rano dla wielu z nas okazał się zbawienny.Przetrwaliśmy pierwszą noc w namiotach przy iście zimowej temperaturze. Tego dnia braliśmy udział w kolejnych szkoleniach specjalnie dla nas przygotowanych. W przerwach pomiędzy szkoleniami wymienialiśmy się spostrzeżeniami z trenerami i szkoleniowcami, którzy podczas całego obozu byli „do naszej dyspozycji”.
Wieść o komfortowych warunkach termicznych w jamie śnieżnej w nocy rozeszła się w szalonym tempie i poskutkowała powstaniem kolejnych jam. Po całym dniu szkoleń spotkaliśmy się wieczorem przy wspólnym ognisku, by przy gorących płomieniach, kiełbasce z ognia i świetnej atmosferze wymieniać się doświadczeniami, kontaktami oraz planować wspólne eskapady.
Przed zakończeniem wieczoru ponownie spotkaliśmy się w schronisku by dzięki prelekcjom z Piotrkiem poszerzyć swoją wiedzę na temat metod trenowania z psem i tym małym i tym dużym. Piotr opowiadał nam o różnych sposobach współpracy z psem m.in. o tropieniu czy dogtrekkingu oraz o tym jak postępować, by psa nie przetrenować. Szczególnie zainteresowani byli posiadacze czworonogów. Po zakończonej prezentacji Piotra, swoje plany przedstawiły nam Agnieszka Siejka i Kasia Siekierzyńska – uczestniczki Pierwszej Polskiej Kobiecej Zimowej Ekspedycji
Newtontoppen. Dziewczyny opowiadały o założeniach i przygotowaniach do wyprawy, której celem jest zdobycie najwyższego szczytu Spitsbergenu -Newtontoppen’u. W główny temat WinterCampu idealnie wpisała się prezentacja pana Piotra Pustelnika, który w nadzwyczaj humorystyczny sposób zabrał nas w świat gór wysokich i pozwolił wspólnie przeżyć niezapomniane chwile. Ukazał nam sceny z życia ludzi gór rzadko opisywane w książkach czy pokazywane w filmach i jednocześnie uświadomił, że himalaiści to istne „psy na baby”.
Wystąpieniom towarzyszyły pokazy slajdów oraz projekcje filmów, które do późnych godzin wieczornych przerywane były tylko pociesznym wołaniem z okienka „ruskie pierogi proszę odebrać!”
W sali panował nadkomplet widzów… Spotkania z gośćmi zapewne każdemu z nas na długo zostaną w pamięci.
Po zakończonym kolejnym dniu wszyscy rozeszliśmy się na miejsce noclegu. „Jamning” tej nocy przeszedł prawdziwy rozkwit – łącznie w jamach spało 10 osób. Trzeciego dnia obozu, tuż po pobudce, organizatorzy zaprosili uczestników na kawę i ciasto drożdżowe z jagodami, które było takie kruche, takie pyszne… Takie babcine. Po spotkaniu wszyscy zebraliśmy się przed schroniskiem, by rozpocząć grę terenową na najlepszy patrol. Zabawa była podsumowaniem tego czego nauczyliśmy się w ciągu dwóch dni szkoleń.
Rywalizacja przysporzyła wiele pozytywnych emocji, wszyscy się świetnie bawili a najlepszy patrol został nagrodzony. Znalazła się także chwila na pamiątkową fotkę z gośćmi oraz wszystkimi uczestnikami obozu. W części zamykającej obóz każdy z uczestników otrzymał certyfikat i pełen emocji przygotowywał się do opuszczenia schroniska.
Wszyscy bardzo zadowoleni z przeżytych wspólnie chwil i bogatsi o nowe doświadczenia schodzili powoli w dół myśląc:
„Szkoda, że w WinterCamp można uczestniczyć tylko raz…”
Cieszmy się, że to właśnie My w takim składzie mogliśmy razem spotkać się w tym roku na Turbaczu!